poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Tradycji stało się zadość. Nie pomógł nawet SpongeBob ;-)

Z lekkim opóźnieniem, ale najważniejsze że z zachowanym ciągiem chronologicznym, przedstawiam kolejną odsłonę tarnobrzeskiej tragedii. Świąteczny wyjazd do synka nie mógł przecież odbyć się bez przygód i ekscesów, które ponownie generują dodatkowe kartki papieru i korespondencję z jedyną instytucją w Tarnobrzegu, która jako jedyna ze mną koresponduje ;-) Ale po kolei...

Wielkanocne sukcesy i porażki


Sukcesem jest niewątpliwie fakt, iż spotkałem się z małym bohaterem po raz pierwszy bez obecności "życzliwej" mi osoby. To było cudowne spotkanie, które było małą nagrodą za wysiłek jaki podjąłem ponad rok temu, aby móc utrzymywać regularne kontakty z synkiem. Cztery godziny jakie mieliśmy do dyspozycji wypełnione były nie tylko zabawą z maskotką, którą przywiozłem synkowi, czyli ulubionym obok Spiderman'a, Sponge Bobem oraz układaniem puzzli, ale również wyjściem z koszyczkiem wielkanocnym na jego święcenie.

Co jest niezwykle istotne, mój mały bohater, który za niespełna 3 tygodnie ukończy trzy latka, ani przez moment nie zatęsknił za swoją mamusią! Nie było podczas naszego spotkania nawet chwili zwątpienia z kim mały bohater pozostał pod opieką i jak dobrze się czuje z opolską rodziną :-) W końcu więzy krwi na zawsze pozostaną najsilniejsze, których żadna chora ambicja nie zerwie :-) Nie piszę o tym, aby komukolwiek sprawić przykrość, bo zdaję sobie sprawę, że matka zawsze będzie najważniejszą osobą w życiu każdego dziecka, ale nie mogę również zamazywać rzeczywistości i mówić, że czarne to białe a białe to czarne :-)

To był moment, o którym wiedziałem już od dawna i oczekiwałem na niego z utęsknieniem. Niestety ze względu na urojone i zaborcze zachowania pewnych osób, którym nawet opinia RODOK była nie do zaakceptowania, czas bez obecności nadopiekuńczych osób, stał się faktem, a przecież to dopiero pierwszy mały krok do rozszerzenia moich kontaktów z małym bohaterem, który rośnie jak na drożdżach i doskonale zdaje sobie sprawę, że ma kochającego tatę, który nie podda się do samego końca :-)

Druga połowa dnia byłaby stracona, gdyby nie moja konsekwencja, dzięki której spotkałem się z synkiem na całych...dwie godziny! :-) Oczywiście spotkanie mimo postanowienia na tzw. papierze, nie mogło być zrealizowane, bo..."...ja wiem, że synek płakał za mną i tęsknił, zatem spotkania nie będzie" ;-) Ostatecznie skradziono mi po raz kolejny cenną godzinę, a już kolejnego dnia całe nasze spotkanie...Szczegóły niedzielnej sytuacji przedstawię pod koniec czerwca ;-)

Ogromnie cieszę się, że po raz pierwszy od ponad dwóch miesięcy w końcu mogłem spotkać się z moim małym bohaterem. Strasznie brakuje mi spotkań z Tobą synku, nie wspomnę już o tym, że w dalszym ciągu nie mogę Cię usłyszeć telefonicznie. 30 kwietnia gdy będziesz obchodzić swoje trzecie urodzinki, minie równo rok, od kiedy zabroniono nam rozmów telefonicznych...Podkreślam...ROK!

Książeczka, którą przesłałem po powrocie z Opola synkowi.Być może mój mały bohater wytłumaczy pewnym ludziom, do czego służy telefon oraz Skype ;-) Tytuł bardzo wymowny do sytuacji ;-)
Dla mnie szklanka była do połowy pełna, ponieważ każda minuta spotkania z moim synkiem jest jak wygrana w totka, co nie oznacza, że jesteśmy z synkiem usatysfakcjonowani wyliczaniem każdej godziny i możliwością spotykania się raz na kilka miesięcy. Stanowczo się temu sprzeciwiamy a już niebawem pokuszę się o pewną interesującą statystykę, dzięki której ujrzycie fakt spustoszenia jakie tworzą "życzliwe" nam osoby w Tarnobrzegu! :-)

Ps. Buziaki kochany syneczku, już niebawem spotkamy się w Tarnobrzegu na Twoich urodzinkach, a być może... ha! to byłaby dopiero niespodzianka ;-)...byłbym zapomniał! Sprawdzaj syneczku regularnie skrzynkę pocztową :-)