środa, 10 września 2014

Weekend w Tarnobrzegu 5-7 września 2014

Moje stałe miejsce przed Lidlem w TBG ;-)
Bez dwóch zdań ubiegły wrześniowy weekend spędzony z moim małym bohaterem w Tarnobrzegu był jednym z najpiękniejszych jaki przeżyłem :-) Nie napiszę nic odkrywczego, że stęskniłem się niemiłosiernie za małym bohaterem a mały bohater za mną, zatem spotkanie musiało być dla nas obojga wyjątkowe. W dodatku pogoda dopisała i czuliśmy się niczym w najlepszym czasie wakacyjnym, a co ważne po raz kolejny spełniłem swoje drobne marzenie z mojej długiej listy ;-) Ale po kolei ;-)


5 godzin drogi, czyli Nihil novi...

Nic wyjątkowego nie wydarzyło się podczas kolejnej podróży, co faktycznie byłoby warte opowiedzenia. No może poza tym, że po drodze zauważyliśmy z dziadkiem Kubusia mnóstwo przepięknych widoków pól z zebranym w rulon sianem. Ileż tego było! Cudowny widok!


Może pewnym wyjątkiem od reguły był fakt, że na dzień przed wyjazdem do Tarnobrzega, przejechałem inną, wcale nie krótszą trasę z Opola do Żar w województwie lubuskim. Jakieś 500 km w dwie strony w jeden dzień autostradą, przebyłem oczywiście dużo szybciej aniżeli niemal ten sam odcinek z Opola do Tarnobrzega drogami krajowymi... Dość powiedzieć, że 500 km w obie strony śmiało można przejechać w czasie, w którym docieram do...Tarnobrzega. Ileż bym dał, aby tak wyglądała moja podróż do małego bohatera... Owszem istnieje możliwość przejazdu większości trasy autostradą A4, ale tylko do Tarnowa skąd kolejnych ok. 90 km należy przejechać w żółwim tempie do TBG... Jednak odległość wzrasta do nieco ponad 60 km, a doliczając koszty benzyny oraz dwóch bramek w Katowicach oraz Krakowie jest to dla mnie na obecną chwilę przejazd nierealny... Czasowo faktycznie można zaoszczędzić kilkadziesiąt minut, chyba, że ktoś łamie przepisy i stać go na podwójne tankowanie to jak najbardziej autostrada jest dla niego idealnym rozwiązaniem w przypadku, gdy nie utknie na bramkach ;-)

Także kolejnego dnia, w którym wziąłem urlop, aby odpocząć przed podróżą do TBG przejchałem kolejnych 300 km ;-) Tak się złożyło, że w drodze powrotnej licznik tuż przed Opolem wybił jubileuszowy wynik wskazując 25.000 tys. przejechanych kilometrów z czego większość to kilometry "nabite" na trasie Opole - Tarnobrzeg.



Kolejne marzenie z listy spełnione :-)

Jakże ucieszyłem się, gdy wjeżdżając do Tarnobrzega moim oczom ukazało się Wesołe miasteczko zlokalizowane tuż przy stacji Shell i Zamku Dzikowskim. Wiedziałem wówczas, że to będzie udany weekend i spędzę sporo czasu z moim małym bohaterem na karuzeli :-) Tak też się stało! Mały szkrab bez wahania ruszył z tatą na karuzelę, z której...nie chciał zejść ;-) Na karuzeli wybór miejscówek był przeogromny i raz po raz wybieraliśmy oczywiście wszelkiej maści motory, quady oraz traktory. Właściwie wszystko co posiadało kierownicę i rurę wydechową musiało być nasze ;-) Dziadek nie nadążał z chodzeniem do kasy po żetony ;-)

Mimo, że bardzo dawno temu miałem okazję bawić się z małym bohaterem, bodajże na tym samym wesołym miasteczku, ale wówczas był bardzo malutkim dzieckiem i te przeżycia z pewnością nie były tak pełne jak tym razem. Karuzela oraz kaczuszki zrobiły piorunujące wrażenie na nas obojgu :-) Boże jacy byliśmy szczęśliwi mogą spędzić ten czas razem...

Kaczory są nasze ;-)
Największym prezentem - oprócz oczywiście obecności taty - dla mojego małego szkraba był pluszowy wąż w centki, którego nazwaliśmy wspólnie...zielony ;-) Ależ było frajdy z zabawy z długim niczym gigantyczny makaron pluszakiem ;-) Jak zawsze czas spędziliśmy na zabawie oraz edukacji. Kolejne piękne książeczki edukacyjne, w których znajdowały się ulubione naklejki małego bohatera sprawiły nam wszystkim mnóstwo radości a szczególnie drewniana układanka z alfabetem...po angielsku, którą mały szkrab układał razem z tatą migiem ;-)

Z dziadkiem w porcie sandomierskim
Jak zwykle nie obyło się bez spaceru i ubijania babek w piaskownicy portu w Sandomierzu, gdzie byliśmy razem zafascynowani przybijającymi do brzegu statkami. Wspólne śpiewy i recytowanie wierszyków m.in. "Ogórek,ogórek..." to stały punkt naszego programu :-) W porcie wraz z dziadkiem kupiliśmy małemu bohaterowie - na jedynym straganie - zabawkę skoczka, który był połączeniem gąbki i lotki do badmintona. Wystarczyło przycisnąć jego główkę i szybciutko puścić palec, aby skoczek wyskoczył wysoko w górę. Ależ było przy tym frajdy i zabawy :-)


Koniec dobrego? Może jednak nie!

Kilkanaście wspólnych godzin minęły tak szybko, że nim się obejrzeliśmy byliśmy zmuszeni do powrotu do Opola :( Co prawda w niedzielę dotarła do nas babcia i prababcia, która zobaczyła prawnuka dopiero drugi raz w życiu... zatem to była niezwykle rodzinna niedziela spędzona częściowo w Wesołym miasteczku, w parku Zamku Dzikowskiego oraz hotelu, gdzie mały bohater posilał się smacznymi naleśniczkami z serem oraz innymi frykasami, których nigdy nie brakuje, gdy rodzina z Opola odwiedza małego księcia :-) Smutno było wyjeżdżać zdając sobie sprawę, że kolejna moja wizyta przypadnie dopiero w pierwszy weekend października.

Dłuższy czas, który spędziłem z synkiem w okresie wakacyjnym przyjeżdżając co 3 tygodnie do TBG dał nam mnóstwo radości oraz zbudował jeszcze mocniejszą wieź między nami. Umocnił to co było od zawsze, silną miłość i oddanie. Uświadomił mi jednocześnie, że krótkie spotkania raz w miesiącu przy braku jakiegokolwiek kontaktu z małym bohaterem poprzez telefon jak i skype'a to zbyt mało... Mały bohater rośnie jak na drożdżach coraz więcej rozumiejąc i potrzebuje mojej częstszej obecności. To dla mnie wielki priorytet i cel jaki chciałbym dla niego zrealizować, ponieważ nasze spotkania to coś więcej niż tylko zabawa. To wartość najcenniejsza w moim życiu, której nie mogę oddać tak łatwo jak niektórzy by chcieli. Mimo, że już otrzymałem kategoryczne "NIE" w związku z moją propozycją i planami, nie poddam się :-)

Brakuje mi Ciebie mały bohaterze każdego dnia...myślę o Tobie w każdej chwili, a wszystko co robię robię dla Ciebie i nigdy nie przestanę wierzyć, że w końcu wszystko się ułoży :-) Już niedługo, już niebawem mały bohaterze!

Będzie dobrze, jest dobrze... Pamiętaj: kciuk do góry! Tak jak uczyliśmy się w ubiegły weekend :-)