środa, 10 grudnia 2014

Blisko, coraz bliżej...?

Trudno znaleźć miejsce
parkingowe w centrum Tbg ;-)
Minęły niespełna dwa dni, a mój powrót do Tarnobrzega stał się faktem. To właściwie nie moja zasługa, ale skoro już otrzymałem "szansę" zobaczenia ukochanego małego bohatera, nie mogłem zmarnować "extra time", które zostało mi nadane w ramach udowadniania, że nie jestem wielbłądem. Niestety nawet wczoraj nie miałem możliwości ujrzenia małego bohatera po raz pierwszy od ponad 5 tygodni. Mimo, że okoliczności wcale nie były i nie będą idealne (o czym w dalszej części), a których chciałbym szkrabowi oszczędzić, to należy przyjąć, że...walka z wiatrakami od czegoś musi się rozpocząć... :-)


Droga przez...mgłę

Po mikołajkowej wizycie w Tarnobrzegu kiedy to nie zobaczyłem się z małym bohaterem, po chwili odpoczynku ponownie udałem się na Podkarpacie. Tym razem była większa szansa na zobaczenie syna,  zatem kolejna długa podróż miała odbyć się z bananem na ustach ;-) Tak też właściwie było, gdyby nie fakt, że tuż przed wyjazdem dowiedziałem się, że extra time nie odbędzie się... Cóż nie zdziwiła mnie ta sytuacja...syn nadal był chory, a w końcu miał się spotkać z ojcem ;-) Dodatkowo w trakcie podróży, tuż przed Częstochową ok. godz. 15 nagle nastąpiły prawdziwe egipskie ciemności! Nagle jakby ktoś jednym pstryknięciem zgasił światło a niebo zakrył czarną kurtyną. Nie dziwiłbym się gdyby była godz. 18-19, ale zaledwie 3 godziny wcześniej mieliśmy południe ;-) Tak właśnie było już do samego końca, a do tego czasu udało mi się zaobserwować ciekawe widoki w rejonie Lublińca. Otóż jeden z gospodarzy wypasał ogromne stado kilkudziesięciu krów, które zrobiło na mnie wrażenie :-) Może w końcu dlatego, żem człowiek miastowy i krowę najczęściej widuję przy okazji zakupu mleka na opakowaniu lub po przyjeździe do...jednej z dzielnic Tarnobrzega, gdzie stanowi dla mnie nie lada atrakcję. Mój mały szkrab z pewnością łyknie więcej prawdziwie polskiej wsi z pełnym jej inwentarzem, aniżeli ja w dzieciństwie ;-) Oby tylko przejął te pozytywne cechy, dobroci i poszanowania innych ludzi jak i zwierząt, bo w końcu czym chata bogata ;-)


Stado wypasanych krów, stało się dla mnie wielką atrakcją podczas 5-cio godzinnej podróży do Tbg ;-)


Droga usłana różami nie była, bo już za Jędrzejowem pojawiły się mgły i zamglenia jak mawiają na TVN-ie, a w Osieku przywitał mnie...śnieg, pierwszy tej zimy. Aha, byłbym zapomniał! Dla wszystkich, którzy wybierają się w stronę Jędrzejowa i chcą przejechać odcinek obwodnicy Jędrzejowa, wjazd na nią od strony Opola czy też Częstochowy jest bezproblemowy jak i zjazd poza miastem. Niestety gdybyśmy chcieli wjechać na obwodnicę od strony Tarnobrzega, musimy obejść się smakiem, ponieważ wjazd jest zamknięty z powodu remontu drogi szybkiego ruchu S7. Wówczas zamiast obwodnicą musimy przejechać przez centrum miasta, co nastręcza kłopotów, ponieważ tracimy dodatkowy czas i wpadamy w korki w centrum na dużym rondzie...

Tarnobrzeg przywitał mnie śniegiem i chłodem, ale nie spodziewałem się chleba i soli ;-) Mimo wszystko, jak się później okazało droga do Tbg była niezwykle przyjemna z tym co mnie spotkało w drodze powrotnej... Muszę przyznać bez bicia, że po raz pierwszy w życiu miałem obawy czy dotrę cały i zdrowy do Opola. W okolicach Jędrzejowa ok. godz. 17-18 zaatakowały całą trasę, którą jechałem tak silne mgły, że dojazd do celu wydłużył się o niemal godzinę, a widoczność na drodze niejednokrotnie spadała do 20 metrów...Wychylony niczym struś, z włączonymi światłami przeciwmgielnymi starałem się jechać na tyle ostrożnie, aby zachować pełne bezpieczeństwo na drodze, którego nie zawsze dostrzegałem u innych kierowców. I nie mówię tutaj o szarżowaniu czy wyprzedzaniu, ale o bezmyślnych zachowaniach związanymi z parkowaniem samochodów...na jezdni bez włączonych świateł awaryjnych! Tutaj również wielki apel do mieszkańców mniejszych miejscowości, których mijam dziesiątki na swojej drodze.
ZAKŁADAJCIE ODBLASKI NA SIEBIE! To zwiększa Wasze bezpieczeństwo i ułatwia kierowcy dostrzeżenie człowieka idącego poboczem lub jezdnią, szczególnie w tak fatalnych warunkach atmosferycznych.

Opuszczając Tarnobrzeg nie spodziewałem się co mnie niebawem czeka na drodze...

Mgły nie ustępowały przez niemal 3 godziny jazdy aż do samego Opola...najgorzej było w małych miasteczkach, w których mieszkańcy ogrzewali swoje domy piecami, gdzie z kominów wydobywały się kłęby dymu. Te łącząc się z mgłą powodowały, że na drodze nie było praktycznie widać niczego...ściana białej chmury budziła przerażenie i respekt.

Po niemal 6-ciu godzinach drogi dotarłem szczęśliwie do Opola, ale tak trudnej trasy nie zapomnę jeszcze długo. Może kiedyś Ktoś kto przejedzie taką drogę, spędzi w samochodzie kilkanaście godzin przemierzając w ciągu kilku dni ponad 1200 km, zrozumie na własnych doświadczeniach ile to kosztuje zdrowia, doceniając fakt, że tata pragnie spotkać się z własnym dzieckiem choć na symboliczne 5 minut ,wręczając małemu bohaterowi prezent w Dniu Św.Mikołaja?


Przyjdzie czas


Wczorajsze spotkanie, którego gospodarzem był najwyższy budynek w Tarnobrzegu, to swojego rodzaju spotkanie na teoretycznie neutralnym terenie. Trochę przypomina mi to sytuację w świecie futbolu, gdy los łączy dwie zwaśnione drużyny, które muszą stoczyć pojedynek, a oba miejsca ich rozegrania nie nadają się zrealizowania tego celu. Wówczas europejska bądź światowa federacja wyznacza neutralny teren, który w pewien sposób może załagodzić napiętą sytuację. Tak naprawdę, to chyba była jedna z nielicznych okazji, aby móc zamienić choć jedno pełne zdanie z najbardziej zainteresowaną osobą tego sztucznie napędzonego problemu, od wielu dni! Tak właśnie zdarzyło się w KODOR, do którego trafiliśmy nie z mojej inicjatywy...

Kilka spędzonych godzin tuż obok siebie było dla mnie... interesującym przeżyciem ;-) Przyznam, że to niezwykle ciekawe doświadczenie pozwoliło mi dowiedzieć się kilku istotnych rzeczy, o których domyślałem się od dawna, ale nigdy nie miałem "przyjemności" usłyszeć ich i to przy kompetentnych świadkach.

Nie wiem czy to, co usłyszałem powinno mnie rozbawić, zasmucić czy wprawić w zadumę? Jedno wiem na pewno, spędziłem kilka lat życia z kobietą, która nienawidzi mnie do szpiku kości (to akurat wiedziałem od dłuższego czasu ;-) ale przede wszystkim spędziłem ten czas z Kimś kto kompletnie mnie nie kochał a jedynym celem jaki przyświecał partnerce w życiu, było zagwarantowanie sobie kogoś, kto będzie na zawsze jej i to z pewnością nie chodziło o mnie :-) Dziś mały bohater staje się zakładnikiem tego irracjonalnego planu, w którym nie ma miejsca na mnie jako kochającego ojca.

Po spotkaniu utwierdziłem się w przekonaniu, że nagła przemiana kogokolwiek z życzliwych mi osób jest marzeniem ściętej głowy i powoli staje się niczym scenariusz filmu science-fiction. Cokolwiek bym nie powiedział, cokolwiek bym nie uczynił, nikt nie przyjmuje tego do wiadomości, biorąc za pewnik swoje racje i nic poza tym. Dialog w takich warunkach jest praktycznie niemożliwy, mimo suchych słów nie wnoszących nic do problemu, które mogłyby pomóc w jego rozwiązaniu. Wierzę za to w realne scenariusze, w to co najważniejsze dla mnie i małego bohatera :-) Mam dla kogo walczyć w tej na razie nierównej walce i wierzę w sprawiedliwość na tym świecie, choć jest ona nieco romantyczna ;-)

Tata był przygotowany na spotkanie z małym bohaterem :-) Paczuszka trafiła...chyba do ciebie synku ;-)
Jeśli jednak mój wysiłek w przyszłości okaże się płonny, bo i tak może się zdarzyć, co również muszę brać pod uwagę, to wiem, że będę mógł stanąć przed lustrem jak i moim synem i z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że uczyniłem wszystko, co było w mojej mocy, aby odmienić losy tej smutnej w gruncie rzeczy historii. Nie każdy będzie mógł to uczynić, bo mimo wszystko prawda sama się obroni, choć straconego czasu nam nie zwróci...

Humaniści nie wyginęli i jeszcze przyjdzie ich czas, choć dziś stanowią niechcianą gałąź produkcji wyższych uczelni :-)

Blisko, coraz bliżej...?


Jeśli Ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, że będzie inaczej polecam projekcję filmu "Blisko, coraz bliżej". Polski serial historyczno-obyczajowy w reżyserii Zbigniewa Chmielewskiego z 1983 roku, który opowiada o perypetiach rodziny z Górnego Śląska w latach 1863-1945. Powinien obejrzeć go każdy, kto ma w swoim życiu może przeżywać chwile zwątpienia. Prawdziwy obraz polskiego patriotyzmu jak i społeczno-politycznych wydarzeń, które odciskają piętno na członkach rodziny, która walczy do samego końca, aby ocalić własny język, tradycję i kulturę. Rozbiory, powstania śląskie...nie złamały naszych przodków, którzy w imię wyższego dobra potrafili wznieść się ponad podziałami i stanąć do walki o bezcenne wartości.

W jednym z odcinków ojciec, głowa rodziny wypowiada piękne słowa, które zapamiętałem dość dobrze, a które dają mnóstwo energii do działania: "Polska będzie, przyjdzie czas"!

Syneczku! Przyjdzie wkrótce na Nas czas :-)

Grudniowy trzeci raz w Tbg


Już w przyszły czwartek pojawię się po raz trzeci w Tarnobrzegu, tym razem mając nadzieję zobaczyć syna po raz pierwszy od 7 tygodni! Stąd też następuje drobna korekta przejechanych kilometrów w grudniu i wzrasta do niemal 3000 tysięcy. Niedługo przejadę cały równik ;-)

Oczywiście może się okazać na dzień przed wyjazdem, że syn złapał alergię na spotkanie z tatą, o której nie ma pojęcia...cóż infekcje faktycznie w okresie zimowym są czymś normalnym a tym bardziej gdy zbliża się moment spotkania z tatą ;-) Ciekawe czy w aptekach pojawiły się już lekarstwa "Na przyjazd ojca" ? ;-)

Najważniejsze, aby jednak synek wyzdrowiał i był pełen sił na spotkanie z obojgiem rodziców. To dla mnie ważne, że będę mógł zobaczyć, usłyszeć i spędzić trochę czasu z małym bohaterem, choć w okolicznościach, które nigdy nie powinny mieć miejsca.

Tak właśnie kończy się surowa zaborczość i prawda, która jest bardziej mojsza niż twojsza, a jeśli jest inaczej to proszę o jakikolwiek gest, że jestem w błędzie. Przykładem będzie możliwość zabrania małego bohatera na smaczny obiad do Twoich klimatów - które ponownie ugościły mnie...na bogato - po "urzędowym" spotkaniu a następnie odwiezienie synka przez tatę na jakże istotny dla niemal trzyletniego dziecka sen :-)

Gdyby tego rodzaju zakład byłby przyjmowany w punktach bukmacherskich, dałbym głowę, że szanse powodzenia oceniono by niemal identycznie jak szanse zdobycia przez piłkarską reprezentację Polski Mistrzostwa Świata, czyli dość marnie...wręcz nierealnie :-)

Czy uda się zjeść wspólnie obiad z małym bohaterem w Twoich klimatach?
 Szanse marne, a obiad smaczny :-)

Krok po kroku trzeba przejść wszystko co konieczne i co zrządził człowiek człowiekowi, aż do samego końca, gdzie musi czekać zwycięstwo :-)

Do zobaczenia synku w Tarnobrzegu już w przyszłym tygodniu :-)

Kocham Cię - Tata.