poniedziałek, 5 stycznia 2015

Noworoczne spotkanie w Tarnobrzegu na TAK :-)

Lód czy mgła, dla mnie to bez znaczenia :-)
Pierwszy weekend Nowego Roku był jednym z najcudowniejszych jakie przeżyłem. Jestem niezwykle uradowany, że po raz pierwszy od dwóch miesięcy mogłem spędzić niemal pełen weekend z moim dużym bohaterem, choć nie obyło się bez drobnych problemów, które powoli są pacyfikowane w sposób naturalny, czyli jak Bóg i najwyższy budynek w Tbg nakazał :-) Po przejechaniu niemal 4 tys. kilometrów mogliśmy w końcu cieszyć się naszym spotkaniem przez niespełna 8 godzin rozłożonych na dwa dni ;-) To prawdziwy sukces, z którego cieszę się jak...dziecko :-)


Tatuś, tatuś...!!!


Być może się powtórzę, być może napiszę dla większości coś oczywistego, ale warto powtarzać coś co jest bezcenne dla kochającego ojca jak i cudownego synka. Po raz kolejny mój ukochany bohater gdy tylko zobaczył mnie na posesji hotelu, w którym się spotykamy wyrwał się z rąk i pobiegł ile sił w nogach do tatusia, rzucając się na moją szyję krzycząc TATUŚ! TATUŚ!! :-) Dla takich chwil warto żyć, dla takich chwil warto walczyć i nigdy nie poddawać się! Miłość jaką ma w sobie mój synek do mnie jest ponad wszystkim i wszystkimi, którą zyskujesz swoją autentycznością i tym co dajesz od siebie najlepszego. Synek to czuje, i wie że skoczyłbym za nim w ogień, o czym daje mi za każdym razem odczuć. To jak walczył o mnie w tarnobrzeskim RODOK buduje moją moc, wzmacniając wiarę w ostateczny sukces. Tego nie kupicie za żadne pieniądze, to jest po prostu bezcenne, prawdziwe uczucie dla którego warto żyć, dla którego warto mieć marzenia i jasny cel, do którego razem dążymy! ...a za wszystko "inne" zapłacicie kartą MasterCard jak w reklamie ;-)

Czytanie bajek to nasza specjalność :-)

Naleśniki a'la duży bohater


Czas spędzony z ukochanym synkiem i wnuczkiem wykorzystaliśmy najlepiej jak potrafimy, doceniając każdą chwilę spędzoną z naszym najważniejszym skarbem na świecie. Mnóstwo specjalnie przygotowanych zabaw i niespodzianek tak bardzo spodobało się mojemu synkowi, że gdy wybiła magiczna godzina 12:45 wyliczona co do sekundy przez zegarmistrza światła purpurowego, duży bohater zbuntował się, nie chcąc wyjść od tatusia i dziadziusia :-) To nie pierwsza taka sytuacja, w której duży bohater rozumie, że zostanie zabrany od kochającej rodziny z Opola i stara się uczynić wszystko, aby stało się inaczej... Niestety syneczku nie masz jeszcze wpływu na pewne rzeczy i musisz jeszcze troszkę uzbroić się w cierpliwość, żebyś spędzał z tatusiem i dziadkami więcej czasu. Ten dzień nastąpi szybciej niż się spodziewasz - obiecuję :-)

Kilka godzin jakie spędziliśmy w hotelu wykorzystaliśmy nie tylko na zabawę w chowanego, co uwielbia mój mały szkrab, ale także na nauce...smażenia naleśników :-) Ileż frajdy sprawił dziadek kochanemu wnuczkowi smażąc naleśniki z serkiem, które następnie z apetytem zjadł mały szkrab. W ogóle byłem dumny jak paw z tego, że mój synek podczas dwudniowego spotkania z rodziną z Opola "futrował" wszystko co tylko mieliśmy przygotowane dla niego :-) Apetyt dopisywał, mimo lekkiego katarku, który troszkę przeszkadzał, ale jak widać spotkania z tatusiem wzmagają apetyt u małego bohatera :-) Wspólne posiłki są dla mnie po prostu bezcenne, których już niebawem będzie więcej :-)

Skoro już jesteśmy przy pichceniu i kucharzeniu, to w końcu miałem okazję wręczyć mojemu synkowi prezent, który był przygotowany na dzień Św.Mikołaja, w którym nie zobaczyłem synka nawet na chwilkę odbijając się od bramy... Wieża słodkości dzięki, której mogliśmy piec ciasta i babeczki z ciastoliny była prawdziwym strzałem w dziesiątkę! Mój duży bohater chętnie piekł różne formy ciasteczek z tatusiem a tatuś był szczęśliwy, że tak drobny prezent sprawił tyle radości mojemu skarbowi :-)

Jeśli już mowa o drobnych upominkach, to chyba największą frajdę sprawiliśmy naszemu bohaterowi śliczną pomarańczową bluzą z kapturem, która z przodu miała naklejony...świecący samolot. Wystarczyło tylko dotknąć samolot aby natychmiast zaczął migać pulsacyjnym światełkiem. Czuję, że mały szkrab będzie nosił bluzę od tatusia kiedy tylko może :-) Cieszę się syneczku, że mogliśmy sprawić Ci tyle radości.

Szkoda trochę, że sporo książeczek edukacyjnych do nauki języka angielskiego i nie tylko zostało potraktowane z pogardą, zostając jednoznacznie odrzucone, ale skoro komuś nie zależy na uśmiechu własnego dziecka, to już temat na odrębną dyskusję ;-) Mimo wszystko książeczki tak czy owak synku trafią do Ciebie, a częścią podzielimy się z innymi dziećmi, ponieważ dzielenie się z innymi ludźmi tym co posiadamy jest niezwykle istotne. Nigdy o tym nie zapominaj mój bohaterze i pamiętaj, że dobre uczynki do Nas wracają i nie inaczej będzie tym razem :-)

Dzielenie się to istotna wartość w życiu człowieka :-)

Droga przez...lodowate piekło


Nasze spotkanie jak zawsze minęło niezwykle szybko i choć nie brakowało w nim drobnych złośliwości, skracania czasu spotkań, a nawet prób całkowitego ograniczenia kontaktu, to udało się wywalczyć to, co należy Nam się z synkiem z pełną oczywistością :-) Mój magiczny niebieski segregator puchnie z wyjazdu na wyjazd i mam wrażenie, że chyba jeszcze niestety troszkę utyje ;-) No ale mimo wszystko wierzę, że czas diety odchudzającej już niebawem stanie się faktem ;-)

Noworoczny weekend w Tarnobrzegu, mimo wszystko mogę zaliczyć do udanych, choć droga powrotna już nie była tak zabawna. Do niedawna sądziłem, że widziałem już na trasie Opole - Tarnobrzeg niemal wszystko...ale to co przeżyłem w dniu wczorajszym było poważnym testem nie tylko dla samochodu, ale również mnie jako kierowcy. Tuż za Jędrzejowem nastąpił poważny atak zimowej aury, która spowodowała, że jezdnia zamieniła się w istne lodowisko, z kilkucentymetrową pokrywą lodową! Czułem się jak łyżwiarz figurowy na lodzie! Do momentu, gdy jeszcze można było stabilnie się poruszać, droga była niebezpieczna, ale jednak do przejechania. Niestety przyszedł moment, w którym pagórkowate tereny województwa świętokrzyskiego dały nam nieźle w kość. Sznury samochodów borykających się z podjazdem pod górę, tiry osuwające się w dół, ludzie pchający samochody stojące w poprzek skrzyżowań...widok przerażający!

Co gorsza, gdy już i my musieliśmy się zatrzymać...nie sądziliśmy, że...nie będziemy mogli...ruszyć! Koła zaczęły boksować, samochód wyczyniał istne piruety na lodzie a wydostanie się z lodowej pułapki stawało się coraz trudniejsze...Jeśli dodam do tego głęboki rów ciągnący się wzdłuż jezdni, do którego zmierzałem , to przyznam, że adrenalina została uruchomiona do wysokiego poziomu.

Szklanka...nic dodać nic ująć...

Po kilkunastominutowej walce w końcu jakimś cudem udało się wydostać z trudnej drogowej sytuacji i dalsza część podróży, choć niezwykle wolna, przebiegała bezpiecznie. Udało się szczęśliwie dojechać do domu, po raz kolejny uniknąć nieszczęścia, których na polskich drogach nie brakuje. Wówczas gdy jechaliśmy lodową drogą, pomyślałem o pewnym znajomym, który również tak jak i ja, walczy o regularne kontakty ze swoim synkiem i również jak ja musi borykać się z dużą odległością. Znajomy notabene mieszka blisko Tarnobrzega.

Otóż w dniu mojego wyjazdu z Tarnobrzega dowiedziałem się, że Dawid miał poważny wypadek samochodowy w drodze na spotkanie z dwuletnim synkiem...na tyle poważny, że znalazł się w szpitalu ze złamana nogą, ręką i żebrami...Czekająca go operacja z pewnością nie będzie łatwa, ale najważniejsze Dawidzie, że żyjesz i walczysz o swoje zdrowie i synka. Trzymaj się chłopie! Wyjdziesz z tego i już niebawem spotkasz się ze swoim małym bohaterem, czego życzę Ci z całego serca! :-)

Mam wielki szacunek do Ciebie i Nas wszystkich, którzy spędzają dziesiątki godzin w drodze jadąc na spotkania z naszymi ukochanymi dziećmi, choć czasami nawet ich nie możemy zobaczyć. Może gdyby sytuacja się odwróciła, gdyby druga strona miałaby pokonywać tysiące kilometrów dla kilku godzin spotkania z własnym dzieckiem, wywalczonych po trudnych bojach w urzędowych instytucjach, gdyby druga strona otarła się niejednokrotnie o śmierć widząc setki wariatów drogowych oraz wypadki drogowe, wówczas może światopogląd uległby choć w odrobinie zmianie.

Nie wiem czy nasze dzieci docenią naszą determinację oraz zaangażowanie, nie wiem czy kiedyś przyjdzie czas, w którym nasze dzieci rzucą nam się na szyję mówiąc "Tato, dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś!", tego nikt nie wie...tylko czas będzie potrafił to zweryfikować. I tak myślę, że nawet, iż owszem byłoby to cudowne, gdyby nasze starania zostały docenione, ale nawet jeśli tak się nie stanie, to pamiętajmy, że robimy to dla dzieci, ale nie możemy z góry od nich oczekiwać wdzięczności, ponieważ to nasza misja aby walczyć o dzieci a nie na odwrót :-)

Ale jedno wiem na pewno, że taka jest rola ojca, aby walczyć do samego końca, bo poczucie dobrze wykonanego najprzyjemniejszego obowiązku na świecie w słusznej sprawie, jest ważniejsze od pieniędzy, popsutych samochodów, tysiąca przejechanych kilometrów... A czas pokaże czy obrana droga, z której nigdy nie zejdę, okaże się pomyślna :-)

Każdy ojciec kocha swoje dziecko i uczyni wszystko, aby było szczęśliwe i bezpieczne. Każdy ojciec ma we krwi walkę o swoje dziecko i nigdy nie zrozumiem tych ojców, którzy pozwolili sobie na porażkę bez walki i na rezygnację z marzeń o prawdziwym rodzicielstwie. Jestem za bardzo świadomy swojego ojcowsta i miłości do synka, dla którego uczynię naprawdę wiele nie tylko jako ojciec, ale jako rozsądny i świadomy swoich praw prawowity obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, dla którego respektowanie prawa jest dobrem nadrzędnym. Żyjemy w Państwie demokratycznym, w którym mamy prawo dochodzenia własnych potrzeb jak i racji, z których tak samo ja oraz wielu innych ojców będzie korzystało aż do zmian na lepsze dla dobra naszych dzieci :-)

Kocham Cię synku - bądź grzeczny i uważaj na siebie. Spotykamy się już za miesiąc a już niebawem... :-)